poniedziałek, 8 listopada 2010

12. Nie umiem...

1. Robić zdjęć. Żeby sens miały, jakość, no i w ogóle żeby wyglądały.
2. Jeździć autem. Nic a nic.
3. Rysować. Wcale.
I dużo jeszcze.

I dobrze mi z tym :)

wtorek, 26 października 2010

11. Obserwacje

Co jest bardzo typową cechą narodową Polaków? 

Według mnie absolutny brak poszanowania drugiego człowieka. 

1. Ograniczenie prędkości.
Co, jak, po co? Przecież ja król szos, jakiś debil ustawił tutaj to 50/70/90, przecież to inni źle jeżdżą, ja UMIEM.

2. Zakaz parkowania.
To gdzie ja mam parkować? Parkingów mi nie zrobili, to gdzieś przecież muszę. Co mnie obchodzi, że to trawnik, chodnik, droga rowerowa, przecież MUSZĘ tu postawić MOJE auto.

3. Zakaz palenia.
To gdzie ja mam palić? Przecież to, że zapalę, nikomu nie szkodzi, a jak nie, to się przesiądź. A co mnie obchodzi, że to miejsce dla niepalących? I gdzie mam kiepować, jak mi popielniczki nie postawili, co, mam do kieszeni chować? 

4. Wyprowadzanie psów.
Jak to sprzątać? Czym mam sprzątać? Inni nie sprzątają, to ja też nie będę. 

I można tak jeszcze długo. 
Oczywiście można z drugiej strony - uciśniony kierowca, bo mu ograniczają wolność tymi ograniczeniami prędkości. Bo mu ograniczają wolność zakazem parkowania tu i ówdzie.
Że biedny palacz uzależniony musi chodzić i szukać miejsca, a on przecież tylko pali i nikomu nie szkodzi, a pety przecież i tak były, są i będą.
I że biedni uciśnieni właściciele psów muszą gdzieś swoich pupilków wyprowadzać, no jakie to bezduszne przepisy nakładają obowiązek sprzątania, a co komu taka jedna kupka szkodzi...

A gdyby tak sobie każdy się zastanowił, i na przykład - nie śmiecić, a nie trzeba będzie tyle sprzątać. 
Palić - ok, ale tak, żeby nie skazywać niepalących na przebywanie w smrodzie.
Przepisy drogowe jednak wprowadzono w konkretnym celu, nie żeby utrudniać życie, ale żeby jednak żyć się dało...

Tylko żeby to zrozumieć, społeczeństwo musi zejść z drzewa i dostrzec coś więcej niż tylko czubek własnego nosa.

czwartek, 21 października 2010

10. Specjaliści

W Polsce każdy jest specjalistą. Żeby było jasne - specjalistą od wszystkiego. Tylko niestety czasem jest to wręcz żenujące.

Skończył się Konkurs Chopinowski, jury ogłasza werdykt, i co nasi wspaniali komentatorzy? Program TVP Kultura, kultura wyższa, rzecz jasna. Państwo mający pretensje do bycia elitą kulturalną tego narodu pozwalają sobie na niewybredne komentarze w stylu, jaki można usłyszeć na bazarze czy pod budką z piwem. Otóż jedynie oni, jaśnie oświeceni, niewątpliwie doznali objawienia od ducha samego Chopina i mają teraz monopol i jedynie słuszne zrozumienie, jak też jego muzyka powinna być wykonywana.

Państwo mieli swoje typy (oczywiście, każdy ma do tego prawo), jury miało inne typy i to wyraziło. Można się z opinią jury nie zgadzać, ale jednak zaproszono do tego szacownego grona osoby wybitne. Z całym szacunkiem dla grona komentatorów, ale Martha Argerich czy Dang Thai Son są uznanymi autorytetami sławy światowej i zdecydowanie więcej osiągnęli w dziedzinie pianistyki, niż wszyscy obecni w studio. Dlatego żenujący poziom dyskusji i komentarzy pod adresem jury zdecydowanie nie pasował do rangi i poziomu imprezy.

A najważniejsze jest to, że przecież nie da się jednoznacznie ocenić czegoś niewymiernego... ocena sztuki zawsze będzie ocena subiektywną, ot taka specyfika...

środa, 20 października 2010

9. Jesień

Ciemno, zimno, i coraz bardziej przygnębiająco się robi.

Zdecydowanie mieszkam nie w mojej strefie klimatycznej, oj, nie w mojej. Do normalnego funkcjonowania potrzebuje słońca, światła, ciepła. A tu - no dobrze, mgły jesienne poranne mają swój urok, kolory na drzewach też niczego sobie, ale dzień strasznie krótki już, a będzie tylko gorzej. Oby do wiosny...

I jak efektywnie pracować w takich warunkach? Ech...

wtorek, 12 października 2010

8. Twarze :)

Zwyczajna, codzienna.




Poważna.


Chyba lubi to co robi.



Artystka.



Belferka.


Jesienna.



Lokalnie patriotyczna.


...

środa, 15 września 2010

7. Gdańsk

Życie zawodowe rzuciło mnie do Gdańska. I bardzo dobrze, bo tu pięknie, a na południu leje, zimność, ciemność, i ogólnie nieciekawie podobno.

Wstyd się przyznać, ale nigdy wcześniej w Gdańsku nie byłam, więc jak tylko jakaś chwila wolna się znalazła, poszłam jak rasowy turysta tam, gdzie wszyscy ;)

Ale skojarzenia silne - Amsterdam, Hamburg, Lubeka...


Piękne miasto, strasznie północne w charakterze.

wtorek, 24 sierpnia 2010

niedziela, 15 sierpnia 2010

4. PKP

A dokładnie Przewozy Regionalne.

Przeżycie jedyne w swoim rodzaju, a wydawało mi się, że jestem uodporniona, a tu - proszę, ciągle zadziwia.

Zadziwienie pierwsze: pociąg regio (dawniej osobowy) z Bohumina do Katowic. Całe 77 km. 2 godz. 20 minut planowo, oczywiście znacznie dłużej. Pociąg - skład EZT, zbudowany mniej więcej w '67, przerobiony w '87, myty '97. Siedzenia nieprzymocowane do konstrukcji nośnej.

Zadziwienie drugie: niesamowicie mila i kulturalna obsługa. Rzadkość: "państwo mają bilety".

Zadziwienie trzecie: prędkość i stan torów. Jak stwierdziła przemiła pani konduktorka - lepiej nie wiedzieć po czym jedziemy...

Można by więcej, ale po co.

Pytanie zasadnicze - dlaczego korzystam z Przewozów Regionalnych?

Bo w naszym pięknym kraju nie da się inaczej podróżować z rowerem. Międzynarodowo - wcale. Po prostu nie. Pociąg jest dla lepszej klienteli. I nieważne, że będę gotowa zapłacić trzy razy tyle, żeby dostać się do Wiednia czy Pragi za godzin 6, a nie 12 z siedmioma przesiadkami. Przewróciło się w głowie, żeby z rowerem jeździć...

Jedyna zaleta PR to cena. W sumie za te pieniądze nie można się spodziewać lepszej jakości... Ale chciałabym mieć wybór, czy chcę jechać tanio, w warunkach urągających wszystkiemu, czy zapłacić trochę więcej i czuć się jak biały człowiek w kraju UE, w XXI wieku... A tego wyboru mi nie dano, choć wszak z moich podatków (i zbyt częstych podróży) utrzymywana jest ta piękna instytucja.

Jak to robią Czesi i Słowacy, że u nich można?

piątek, 13 sierpnia 2010

3.

Morawy zaskakują swym pozytywnym nastawieniem do rowerzystów - znakomicie wytyczone i oznakowane trasy, praktycznie wszędzie można dojechać przyzwoitymi drogami bez samochodów lub z bardzo niewielkim ruchem lokalnym, kierowcy nie pałają nienawiścią do wolniej jadących - ot, idylla cywilizowanego kraju.

Turystyka rowerowa jest tu najwyraźniej ważną gałęzią biznesu turystycznego, skoro ktoś jednak zainwestował w oznaczenia tras, bo dróg specjalnych dla rowerów to tu nie ma. Jednak wykorzystane lokalne drogi, w części asfaltowe, w części polne, zupełnie wystarczają do miłego spędzania czasu. A z drugiej strony - rowerzystów całe chmary. Rodziny, grupy, starzy, młodzi... i przede wszystkim tubylcy. Obcokrajowców kilku dosłownie.

I trzeba przyznać, tutejsi spece od turystyki potrafią sprzedać to, co mają - widoczki, winnice. Można sobie jechać szlakiem winnic, takich czy innych, bo propozycji jest mnóstwo, można na własną rękę - wszędzie można z rowerem, wszędzie są stojaki, przyzwoite (!). Przypomina mi się ciągły lament urzędników krakowskich, że tym rowerzystom ciągle źle i źle, bo przecież na Rynku postawiono przecież dwa nowe stojaki (że każdy z nich na dwa rowery i trochę niepraktyczne, to już nie wspomnę litościwie). W tych wioseczkach przed każdą knajpą stojak na kilkanaście rowerów, a ten, co je konstruował, znał budowę roweru i wiedział, czy rower przy czymś takim będzie w stanie ustać. Polecam władzom Krakowa.

I nie jest to kwestia tego, czy kraj bogaty, czy biedny. Jakoś Morawy nie wyglądają na super rozwinięty i niezmiernie bogaty region. A jednak MOŻNA.







A to wzorcowy wręcz stojak:






To nie wymaga chyba komentarza:


czwartek, 12 sierpnia 2010

wtorek, 10 sierpnia 2010

1.

Pasja numer 2.



Bardzo przyjemne i bardzo przydatne w dużym mieście urządzenie. Znacznie przyspiesza przemieszczanie się, niestraszne mi korki, parkowanie (w centrum Krakowa zwłaszcza sport ekstremalny). No a po godzinach można go wykorzystać do podróży dalszych...








poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Początek

Pisz bloga, pisz bloga... Wiele razy słyszałam, tyle osób prosiło. Dobrze - będę pisać, pomimo mojej niechęci do przelewania myśli na papier (papier?). Na pewno nieregularnie, żaden dzień-po-dniu-pamiętniczek.

To będzie blog o pasjach. Moich pasjach. Pasjach większych, mniejszych, wszelakich.

Moje pasje dzielą się na pasję numer jeden (o tym kiedy indziej) i pozostałe pasje - wszystkie numer dwa. Bo nie da się pasji stopniować, wszystkie są na jednym poziomie, poza pasją numer jeden oczywiście. Choć pasją nadrzędną, powyżej pasji numer jeden jest życie. Po prostu kocham życie... i o tym będę pisać. O zwykłym, szarym, codziennym życiu, które potrafi być tak niesamowicie pasjonujące!