piątek, 13 sierpnia 2010

3.

Morawy zaskakują swym pozytywnym nastawieniem do rowerzystów - znakomicie wytyczone i oznakowane trasy, praktycznie wszędzie można dojechać przyzwoitymi drogami bez samochodów lub z bardzo niewielkim ruchem lokalnym, kierowcy nie pałają nienawiścią do wolniej jadących - ot, idylla cywilizowanego kraju.

Turystyka rowerowa jest tu najwyraźniej ważną gałęzią biznesu turystycznego, skoro ktoś jednak zainwestował w oznaczenia tras, bo dróg specjalnych dla rowerów to tu nie ma. Jednak wykorzystane lokalne drogi, w części asfaltowe, w części polne, zupełnie wystarczają do miłego spędzania czasu. A z drugiej strony - rowerzystów całe chmary. Rodziny, grupy, starzy, młodzi... i przede wszystkim tubylcy. Obcokrajowców kilku dosłownie.

I trzeba przyznać, tutejsi spece od turystyki potrafią sprzedać to, co mają - widoczki, winnice. Można sobie jechać szlakiem winnic, takich czy innych, bo propozycji jest mnóstwo, można na własną rękę - wszędzie można z rowerem, wszędzie są stojaki, przyzwoite (!). Przypomina mi się ciągły lament urzędników krakowskich, że tym rowerzystom ciągle źle i źle, bo przecież na Rynku postawiono przecież dwa nowe stojaki (że każdy z nich na dwa rowery i trochę niepraktyczne, to już nie wspomnę litościwie). W tych wioseczkach przed każdą knajpą stojak na kilkanaście rowerów, a ten, co je konstruował, znał budowę roweru i wiedział, czy rower przy czymś takim będzie w stanie ustać. Polecam władzom Krakowa.

I nie jest to kwestia tego, czy kraj bogaty, czy biedny. Jakoś Morawy nie wyglądają na super rozwinięty i niezmiernie bogaty region. A jednak MOŻNA.







A to wzorcowy wręcz stojak:






To nie wymaga chyba komentarza:


1 komentarz: