sobota, 27 sierpnia 2011

21. Podróż sentymentalna

Po latach, przy pięknej pogodzie pospacerowałam.

Typowa uliczka gdziekolwiek w Amsterdamie:



Vondelkerk:

Skarbnica wiedzy - tu odbywały się lekcje:


Konserwatorium - obecnie w trakcie przebudowy na hotel. Konserwatorium ma nowy, podobno piękny budynek, gdzieś...


Spod konserwatorium widać Rijksmuseum i Van Gogh Museum:



Taki sobie landszafcik:


Inne, zupełnie nie-turystyczne oblicze Amsterdamu (a też w centrum):


Turystą być czyli pałac królewski:



No i parę widoczków:









środa, 1 czerwca 2011

20. Grypa

W upał. Ciekawe. Ale ani rączką, ani nóżką, ścięło mnie dokumentnie. A gorączka uniemożliwia mi jakiekolwiek rozrywki intelektualne, no to leżę. I dobrze mi pod kołderką. W sweterku, skarpetkach... Podobno +30 ma być ;)

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

19. Patriotycznie

W wigilię rocznicy ważnych wydarzeń troszkę przypadkowo znalazłam się w miejscu tychże wydarzeń. Czyli - Racławice. Trochę obok, w polach, stoi sobie pomnik. Widoczny z daleka, wielki, ładny. W lasku - starannie ukryta tablica.



I w zasadzie to wszystko. Jeszcze kopiec Kościuszki, parę skandalicznych tabliczek informujących głównie o pieniądzodawcy i w znacznie mniejszym stopniu o historii i wydarzeniach tego miejsca, za to porażających ilością i jakością błędów. Nie zrozumiem, i żadna dysleksja nie będzie dla mnie usprawiedliwieniem, że na tabliczkach realizujących zapewne jakiś program edukacyjny, a sygnowanych przez  Urząd Marszałkowski i parę innych instytucji wspierania i rozwoju nie da się napisać poprawnie i po polsku pięciu zdań o znikomym stopniu trudności. Poziom błędów powala, a różnicę między "drzewem" a "drewnem" dzieci poznają już w szkole podstawowej... Najwyraźniej znajomość języka polskiego na poziomie szkoły podstawowej nie jest wymagana w urzędach.

piątek, 25 marca 2011

17. Kto się budzi wiosną?

Najpierw borsuk i niedźwiedź wychodzą
każdy ze swej nory.
A zaraz potem
budzą się skutery i motory.
Całą zimę przesypiają słodko,
a gdy przeschnie marcowe błotko,
otwierają się drzwi garażu
i zaspane, zakurzone wyłażą
wuefemki i wiatki, i osy.
Najpierw krążą pod oknami  warkotem
tam i z powrotem.
A potem - na szosy!
I już pędzą autostradą szeroką
w świat. Przed siebie. Nie wiadomo dokąd.
(Joanna Papuzińska)


Tak mi się wczoraj przypomniało, jak całe powietrze naokoło zgęstniało do rowerów... Wiosna!

środa, 23 marca 2011

16. Miło było

Ostatnio. Praca ciężka, ale taka, po której się CHCE. Żyć się chce, robić się chce, męczyć się chce. Tak być powinno zawsze. Czyli - wzorzec pracy prawdziwej i jej efektów.

W międzyczasie pojawiła się niespodziewanie wiosna. Nieśmiało, bo nieśmiało, ale jednak zauważalnie. Powrót wolności, wiatr we włosach, no i panowanie nad własnym czasem, czyli rower :)

środa, 16 marca 2011

15. Adrenalina...

... dobra rzecz, zwłaszcza jak pozytywna.
Ostatnie tygodnie pracuję jak wściekła, no i dużo się zdarzyło.

Na przykład zrobiłam mały wypad na weekend załatwić Bardzo Ważną Sprawę i przy okazji przypomnieć sobie szalone studenckie czasy i miejsca z tym związane:





Czasu nie było, wpadłam do Amsterdamu na pół godziny, przeszłam wzdłuż jednego kanału prawie do opery, wypiłam szybką kawę z Carolien i z powrotem na dworzec. Muszę tam znowu wrócić, ech, tylko kiedy?


No i jak wróciłam, wpadłam znowu w szał roboty. A podobno jestem leniem...

A tu znowu Alessandro zaszalał. Jak on to robi, że tak motywuje i każdemu się CHCE? No po prostu...
A potem kolejny projekt i znowu niezły gość. Oczywiście wyczerpujący tydzień, ale za to zakończony naprawdę fajnie. Oj działo się, działo, szkoda że recenzji nie ma. A swoją drogą to interesujące, że pewne imprezy w mieście przemijają bez echa.

A teraz pociągi w tę i z powrotem, trzeba odrobić zaległości w kolejnej pasji numer 2... ale o tym kiedy indziej, bo znowu wjeżdżam w las i mi resztki sieci zanikają.

środa, 9 lutego 2011

14. Po przerwie długiej...

Czasu nie było.
Zajmowały mnie pasje rozmaite.
Głównie pasja nr 2 - praca zawodowa.

Zdecydowanie nie jestem osobą normalną, skoro praca może być moją pasją. A może właśnie to jest normalność? Bo jak można przez całe życie robić coś, czego się nie lubi?

No ale nieważne. Praca. Zawód. Jedna z prac, jeden z zawodów, zawód główny, pierwszy i ten determinujący całe życie, czyli Muzyka. Jak w środowisku mawiają  - bycie muzykiem dawnym to nie zawód, to diagnoza. No i z ta diagnozą przychodzi mi żyć. Nie narzekam, ciekawie jest. Jak nie ma grania, to nie ma. Jak jest, to wszystko naraz i kilka projektów równocześnie, weekend we wtorek, bo w normalny weekend akurat najwięcej pracy, w sylwestra, Nowy Rok... i fajnie jest.

Dużo ciekawych koncertów ostatnio, ciekawych ludzi. Bardzo miła była współpraca z tym panem, i zanosi się na jeszcze kilka projektów równie ciekawych. No i jak mam dużo roboty, to od razu chce mi się pracować. I znowu za parę tygodni adrenalina tryśnie mi uszami. A jak jeszcze zrobi się cieplej i będzie można na rower wsiąść... ech marzenia ;)